Kpina z dziennikarstwa… czyli miłość za pieniądze




fot. naszkostrzyn.pl

fot. naszkostrzyn.pl

Od jakiegoś czasu mieszkańcy miasta są atakowani „sensacyjnymi” doniesieniami niejakiego Bartosza Gajewskiego o rzekomych nieprawidłowościach w wydawaniu gazety samorządowej w Kostrzynie nad Odrą przez Fundację Cogitavi. Autor paszkwili posunął się ostatnio nawet do stwierdzenia „Radny nie mógł zrozumieć, że można wydawać gazetkę bez sięgania po publiczne pieniądze”. W tym samym numerze wydawanego przez siebie pisemka porównuje budżety Dębna i Kostrzyna nad Odrą stwierdzając oczywiście, że w Dębnie jest dużo lepiej niż w Kostrzynie. Szkoda tylko, że zapomina przy tym o rzetelności dziennikarskiej. Nie raczy wspomnieć, że gazetki niejakiego Gajewskiego otrzymują pieniądze z budżetu Dębna a Kostrzyn nie płaci mu za pozytywne artykuły. Dziwi nagła erupcja miłości redaktora do Dębna chyba, że to miłość to pieniędzy płynących szerokim strumieniem z dębnowskiego magistratu. Jako żywo czy miłości za pieniądze nie zwą prostytucją?

Jakiś czas temu niejaki Bartosz Gajewski zaczął wydawać gazetkę „Przegląd Dębnowski”. Wielkie ożywienie redaktora jakoś zbiegło się to z kampanią do wyborów samorządowych, w której (jakimś dziwnym trafem) na łamach gazety zaczęto prowadzić nachalną agitację kandydatów obecnie mających większość w Radzie. W tym czasie rzeczywiście przeglądać gazetkę można było „za darmo”. Do czasu. Na grudniowej sesji Przewodniczący Rady Miasta Paweł Chrobak (oczywiście z którym wywiad jeszcze jako kandydatem ukazał się w „Przeglądzie Dębnowskim”) zaproponował, aby zmniejszyć w budżecie środki na wydawaną, drukowaną i tworzoną w całości w Dębnie gazetę „Merkuriusz Dębnowski”. Na pewno nie ma tu znaczenia, że Merkuriusz nie zawsze pochlebnie pisał o władzy. Przewodniczący Chrobak zapewne kierował się ważnym interesem ale czyim? Mieszkańców Dębna?




reklama

Dotarliśmy do informacji, że już na początku stycznia roku 2016 miejscy urzędnicy wysłali zapytania ofertowe do lokalnych wydawców… zapominając o redakcji „Merkuriusza Dębnowskiego”. Na zapytanie odpowiedziały ledwie dwie firmy – jedna z nich wydaje gazetę „Moje Dębno” a drugim była firma mediaZachód Bartosz Gajewski. Teraz najlepsze! Wygrała druga firma, która ofertę złożyła… 19 stycznia 2015 roku. Czyli Wielki Wydawca Bartosz Gajewski geniuszem jest. ROK przed rozpoczęciem procedury już złożył swoją ofertę. A może nie geniuszem a jasnowidzem jest nasz redaktor. Widzi mi się, że człowiek ten paranormalny jest i jako żywo przyszłość naszą widzi.

A teraz poważnie. Rodzi to oczywiste przypuszczenie, że cała akcja zmniejszenia budżetu  „Merkuriusza Dębnowskiego”, była skrojona pod potrzeby i plany  kostrzyńskiego redaktora i jego gazetki. Reaktora który ponoć nie bierze pieniędzy publicznych. Ba, twierdzi, że brzydzi się nimi, gdyż gazeta utrzymująca się wyłącznie z reklam może być rzetelna i uczciwa. Zatem zadaję sobie pytanie, jaką jest gazetka niejakiego Gajewskiego skoro bierze on kasę i z Boleszkowic i z Dębna. Ciekawym jest też, że od pomysłu Przewodniczącego Chrobaka do załatwienia kasy dla gazetki minęło ledwie kilkadziesiąt dni. Czy inne potrzeby mieszkańców miasta władze Dębna realizują w miesiąc?!

Tym samym w Dębnie od tego roku wydawany jest „Merkuriusz Dębnowski” (20.000 zł rocznie z kasy Miasta) oraz „wkładka do istniejącej gazety” wydawana przez firmę Bartosza Gajewskiego (18.700 zł z tego samego źródła). Razem 38.700 zł. Trudno mi zrozumieć, czym kierowali się urzędnicy, skoro treści w obu gazetach mają być niemal identyczne. Dochodzimy bowiem do największego hitu „niezależnej prasy” jakim miały być gazety wydawane przez firmę mediaZachód Bartosz Gajewski. Podczas gdy w Kostrzynie nad Odrą to Fundacja Cogitavi przygotowuje materiał do gazety (relacje, zdjęcia, dbanie o współpracę z jednostkami samorządowymi) w Dębnie wygląda to zupełnie inaczej. Nie ma tu marginesu na „niezależność dziennikarską” bowiem materiał w całości dostarczany jest przez urzędników, przez nich korygowany i zatwierdzany. Za co więc Bartosz Gajewski konkretnie otrzymuje takie pieniądze? W gazetce niejakiego Gajewskiego są publikowane dwa dodatki propagandowe – Dębna i Boleszkowic. Co ciekawe od Dębna niejaki Gajewski bierze 142 zł za stronę a Boleszkowice płacą tylko 100 zł za stronę. Czyżby w dębnowskim magistracie siedzieli frajerzy którzy kupują jedną stronę praktycznie dużo drożej niż ich koledzy z Boleszkowic? A może to spłata jakiś wyborczych długów? A może tylko sprawił to czar i urok niejakiego Gajewskiego i zaślepił dębnowskich urzędników? Sam Gajewski jest czysty jak łza dziewicy. Przecież, jak głosi stare łacińskie porzekadło „pieniądze nie śmierdzą” i trzeba je brać, jak dają i ile dają. Uczciwość i praca zawsze popłaca.

Można jeszcze długo polemizować z „faktami” zawartymi w artykułach na łamach „niezależnej prasy”, ale czy warto prowadzić dyskusję z tymi, którzy widzą świat przez pryzmat pieniędzy płynących szerokim strumieniem z Dębna czy Boleszkowic? Warto tylko nadmienić, że w ostatnim czasie ze swoich funkcji zrezygnowali skarbnik i wiceburmistrz Dębna co świadczy o tym, że chyba jednak nie dzieje się w gminie najlepiej. Mądrości Czytelników pozostawiam ocenę działalności Bartosza Gajewskiego. Na koniec tylko zadam pytanie: czy z osobą miłującą za pieniądze warto dyskutować o moralności?!

źródło: naszkostrzyn.pl

1 Odpowiedź

  1. 14 marca 2016

    […] który bezpośrednio odnosi się do wydawania dębnowskiego biuletynu informacyjnego (tekst znajdziecie TUTAJ). Dzisiaj otrzymaliśmy prośbę o publikację odpowiedzi wydawcy Przeglądu Dębnowskiego, w […]